Współtworzę ;)
-
10 lat temu
Kontakt
GG: 13093544
Twitter: @daisy_eyes
Polecam!
Liebsten Awards
Obserwatorzy
Translate
piątek, 17 stycznia 2014
Sen - 3
Rozdział
3.
Czy naprawdę jestem takim żałosnym facetem? Co mi dało całe to
podróżowanie ? Jedyną dla mnie nadzieją mogą być Najwyżsi, ale oni mi nie
pomogą, zwłaszcza, że jestem zdrajcą. W dodatku mój ojciec...
Poczułem dotyk dłoni na ramieniu. Uniosłem wzrok.
- Przykro mi. Wydaje mi się, że to dla
ciebie ważne – Staruszka Teo mówiła bezbarwnie, jakby na przekór swoim
odczuciom. Tak naprawdę jej to nie obchodziło - Nie wiem, czy to ci może jakoś
pomóc, ale znam kogoś, kto może...
- Kto to jest ? - zapytałem szybko,
przerywając jej.
- Nie przerywaj mi, chłopcze, jeśli chcesz
się dowiedzieć - odparła ostro, a ja potulnie się przymknąłem - Ciężko jest się
z nim spotkać. Jest byłym członkiem Rady Strażników. Przeszedł na emeryturę.
Znam go bardzo dobrze, ale nie mogę ci obiecać, że będzie chciał cię wysłuchać.
- Nie ważne. Jedyne, co się teraz dla mnie
liczy to ta zasrana nadzieja, że może jednak nie jestem pieprzonym kretynem -
warknąłem, zły na siebie.
- Uważaj na słowa, gówniarzu -
odpowiedziała.
- Ty sobie pozwalasz - mruknąłem.
- Ja to co innego. Twoje emocje są
nabuzowane. Myślę, że najlepszym rozwiązaniem jest, byś teraz wrócił do swojego
pokoju i trochę ochłonął, zanim zrobisz coś głupiego - warknęła na mnie - Teraz
wynocha. Spróbuję cię jakoś umówić, ale pamiętaj, że on nie lubi zdrajców.
Wstałem szybko i bez zbędnych słów podszedłem do drzwi. Jubaba naprawdę
pocieszyła mnie tym ostatnim zdaniem. Jakby to dawało mi jakieś szanse.
- Sean - powiedziała beznamiętnie, gdy już
chwyciłem za klamkę. Zatrzymałem się - Uważaj na siebie, Wyżsi wszędzie mają
swoich szpiegów.
- Jasne, będę miał to na uwadze - mruknąłem i wyszedłem.
Tuż za drzwiami zaczepili mnie moi przyjaciele.
- Jak było ? O co chodziło ? - zapytaj
Jason.
- Nie teraz - burknąłem i minąłem ich
prędko.
Kierowałem się do mojego
pokoju, ale w ostatniej chwili zmieniłem zdanie i skręciłem w jakiś korytarz.
Byłem zły na siebie i na Jubabe. Cały świat legł mi w gruzach, bo jaki były
członek Rady zgodzi się mi pomóc ? Ale to chyba lepsze rozwiązanie, niż mieć za
cel główny Rząd. Wątpię by chciał się ze mną spotkać... A najgorsze było to, że
pomału traciłem już wiarę w moją misje, ale nie potrafiłem o niej zapomnieć.
Jej mądre oczy, kuszący uśmiech, ciepłe wargi… Nie mogę z niej zrezygnować. Nie
teraz, kiedy zaszedłem tak daleko, muszę walczyć. Ale co ja mogę zdziałać ?
Sam, przeciw całemu rządowi ?
Otworzyłem drzwi i znalazłem się na zewnątrz. Poczułem przeraźliwe
zimno. Mróz szczypał mnie w policzki. Kiedy byłem pogrążony w myślach, moje stopy
zaprowadziły mnie… na dach. Zawsze przesiadywaliśmy tu z Jasonem. Może właśnie teraz potrzebowałem takiego
miejsca, w którym mógłbym się zatracić, wspomnieć dawne czasy, zapomnieć o
teraźniejszości ? Pamiętam, jak siedzieliśmy tu z Jasonem, o każdej porze roku,
nie ważne czy zimno, czy ciepło. Często uciekaliśmy z lekcji, a staruszka Teo
nawet nigdy tu nie zajrzała. Zaśmiałem
się pod nosem i usiadłem pod daszkiem. Cały drżałem z zimna, ale nie obchodziło
mnie to. Czułem się tutaj spokojniejszy. Spuściłem głowę i pozwoliłem sobie
powyzywać siebie w myślach.
Usłyszałem
czyjeś kroki. To mogła być tylko jedna osoba.
- Zamarzniesz tu – powiedział Jason, rzucając we mnie kurtką.
- Dzięki – mruknąłem i szybko ją założyłem.
Jason,
ubezpieczony, wyjął z kieszeni termos z herbatą. Spojrzałem się na niego
zdziwiony i poczułem, jak bardzo tęskniłem za moim kumplem. Zawsze
przygotowany, na każdą okazję. Jak
mogłem pozwolić, aby tyle lat na mnie czekał ? Jak mogłem go zostawić ? Mojego
przyjaciela, brata.
- Wiesz – zaczął Jaz – Wszyscy mówią, jakie
to życie jest krótkie. Ale nie musi być, jeżeli dobrze go zaplanujesz i
będziesz starał się robić, żeby wszystko
szło po twojej myśli, to może być naprawdę długie.
- Majaczysz – mruknąłem i upiłem łyk
rozgrzewającej herbaty, po czym zakrztusiłem się.
Jason
parsknął śmiechem.
- Jest mocniejsza, uważaj – odpowiedział
rozbawiony.
- Coś ty tam dolał ? – zapytałem
zaskoczony.
- Coś, co pozwoli ci się odprężyć.
- Równie dobrze mogłeś powiedzieć upić –
mruknąłem, ale bez protestów napiłem się kolejnego łyka. Może naprawdę mi to
pomoże ?
- Wiem, że minęło trochę czasu – powiedział
Jaz, wpatrując się spokojnie przed siebie. – Może nie ma już pomiędzy nami takiej
więzi, jak kiedyś, ale chcę, żebyś wiedział, że możesz na mnie liczyć. Jeżeli
potrzebujesz się wygadać, śmiało.
- Nie – powiedziałem ostro, co zaskoczyło
Jasona - Zawsze będziesz moim najlepszym
przyjacielem, jasne ? – spojrzałem się na niego i uśmiechnąłem – Może ominęło
nas parę lat, ale nasza więź jest zbyt trwała, by mogła tak szybko się przerwać
– uścisnąłem przyjaźnie jego ramię, a on zaśmiał się cicho.
- To znaczy, że powiesz mi z czym masz
problem ? – zapytał, ze spuszczonym wzrokiem – Po co tak naprawdę tu
przyjechałeś ?
Zamilkłem.
Czy mogę mu powiedzieć ? Przecież to żadna tajemnica, a on jest moim najlepszym
przyjacielem. Ale gdy dowie się, co się
wydarzyło… będzie mną gardził.
- Jasne, rozumiem – powiedział cicho i
zaczął wstawać. Szybko złapałem go za rękaw i patrzyłem się w jego oczy.
- Poznałem kogoś – powiedziałem pewnie.
Jason pomału usiadł z powrotem obok mnie.
- Jak zwykle, dziewczyna – mruknął Jason z
rozbawieniem, przewracając oczami.
Parsknąłem
pod nosem. Jason zapamiętał mnie, jako
chłopaka zarywającego do każdej dziewczyny.
Owszem, kiedyś tak było, ale teraz… nie potrafię myśleć o kimś innym.
- Popełniłem błąd – ukryłem twarz w
dłoniach i potrząsałem głową, chcąc pozbyć się obrazu tamtej parszywej nocy –
Dołączyła do walki - poczułem na sobie
wzrok Jasona – Nie powinienem do tego dopuścić. Jestem beznadziejnym
Strażnikiem – powiedziałem ze złością, uderzając pięścią w dach.
- Uważaj, bo się zawali – skomentował Jaz,
po czym po chwili ciszy dodał – Czyli zakochałeś się ?
- Jaz, idioto. Właśnie ci mówię, że jestem
najgorszym Strażnikiem na świecie i że dziewczyna zapadła w śpiączkę, a ty się
pytasz, czy się zakochałem ! – mruknąłem – Oczywiście, że się zakochałem ! –
powiedziałem głośniej – Przecież nie przejmowałbym się tak wtedy tą dziewczyną.
- Ty i ta twoja chęć niesienia pomocy –
mruknął Jason z rozbawieniem. Westchnął głośno – To naprawdę poważny problem.
- A ty się śmiejesz jak debil – dodałem.
- Wiesz, jakie to dziwne usłyszeć, że
słynny Sean Campbell się zakochał – odpowiedział Jason, uśmiechając się do
mnie.
- Nie nazywaj mnie tak – mruknąłem, trochę
zawiedziony, że wygadałem się Jasonowi, choć teraz czułem się o wiele lepiej.
- To jakie teraz przybrałeś nazwisko ? –
zapytał – Black, White, Wells ? Jakieś inne ?
- Po prostu Mori.
- A
wiesz, że to z łaciny umierać ? – zapytał zaskoczony, patrząc się na mnie.
- I właśnie teraz cudownie do mnie pasuje –
mruknąłem.
- Ej, stary – odparł Jaz, obejmując mnie
ramieniem, a drugą dłonią wymachując, jakby chciał ukazać mi cały świat – Ziemia jest ogromna. Nie umieraj mi tu. Wierzę, że znajdziesz jakieś rozwiązanie,
oczywiście z moją pomocą, ale…
- Ty nie będziesz się w to mieszał –
odparłem ostro.
- Sean – powiedział poważnie Jaz – Nie
jesteśmy już dziećmi. Teraz wszystko wygląda inaczej. Potrzebujesz mojej
pomocy, a ja nie pozwolę ci samemu odejść. Trenowałem przez ostatnie lata.
- Widać – mruknąłem – jesteś napakowany.
- Widzisz ? – zapytał radośnie – A teraz
lepiej zgól tą bródkę, zanim znów uciekniesz – powiedział, bawiąc się moim
lekkim zarostem.
- Na razie nigdzie się nie wybieram –
powiedziałem, odtrącając jego rękę.
- Jak to ? – zapytał zdziwiony.
- Jubaba zna kogoś, kto może znać
lekarstwo. Muszę czekać.
- Super ! Od tego możemy zacząć –
odpowiedział radosny.
Upiłem
kolejny łyk herbaty i uśmiechnąłem się lekko. Może to dobry pomysł, by na razie
Jason mi pomagał ? On jest tak optymistycznie nastawiony do świata, że nawet mi
się humor poprawia. Naprawdę mi go brakowało.
*
Obudziłem
się z potwornym bólem głowy. Przetarłem oczy i próbowałem rozróżnić zamazane
kształty.
- Piłeś – powiedziała, oskarżająco Roksana.
Podniosłem się na łokciach.
- Nie – odparłem oślepiony światłem. Po chwili widziałem już wyraźniej. Roksana
patrzyła się na mnie karcąco – No może troszkę.
- Troszkę to nie wygląda – mruknęła –
Wstawaj na śniadanie, bo nic dla ciebie nie zostanie.
Opadłem
z powrotem na łóżko. Nie miałem na nic ochoty.
Byłem cały obolały, a głowa pulsowała mi niemiłosiernie, a kiedy
pomyślałem do tego o śniadaniu, robiło mi się niedobrze.
- Na miłość boską ! Kto cię tak urządził !
– wykrzyknęła zniecierpliwiona Roksana.
- Nikt – odparłem i próbowałem wstać z
łóżka. Kiedy wreszcie usiadłem, wszystko wirowało wokół mnie.
- Przeklęty Jason – zaklęła po rosyjsku –
Zawsze musi coś wymyślić.
- Od kiedy ty jesteś takim rannym
ptaszkiem ? – zapytałem, wkurzony, że
się domyśliła z kim piłem.
- Od kiedy jestem z Jermiłem –
odpowiedziała szybko – Jeżeli zaraz się nie ogarniesz, to naprawdę się wkurzę.
- Już, już – mruknąłem – Daj mi 5 minut.
Wezmę prysznic.
- Alee… - zaczęła.
- 5 minut – powtórzyłem ostro.
Chwiejnym
krokiem poszedłem do łazienki. Rozebrałem się i wszedłem do kabiny. Odkręciłem
kurek. Strumieniem poleciała na mnie lodowata woda. Zakląłem głośno i
odskoczyłem.
- Przed tym właśnie chciałam cię ostrzec !
– krzyknęła Roksana, przez drzwi.
- Dzięki, siostra – mruknąłem.
Zamknąłem
oczy i wszedłem pod strumień. Czekałem, aż moje ciało przyzwyczai się do zimna.
Zaciskałem zęby. Wreszcie się przyzwyczaiłem i odprężyłem. Cała świadomość do
mnie wróciła, a wzrok wyostrzył.
Zakręciłem wodę i wyszedłem z kabiny.
Przyjrzałem się swojemu odbiciu w lustrze. Ostatnio o siebie nie dbałem.
Moje jasne, brązowe włosy sięgały mi już za ucho, a zarost był już dość duży,
wyglądał, jakby był rudy. Westchnąłem i szybko się ubrałem.
- Wreszcie – powiedziała Roksana, wstając z
łóżka i przyglądając się mi – Wyglądasz o wiele lepiej, tylko jeszcze ta broda…
- Jest w porządku – odpowiedziałem i
ruszyłem do wyjścia.
Po
paru minutach znaleźliśmy się w stołówce, tym razem całej zatłoczonej. Kiedy
wszedłem do środka, wszyscy umilkli i wpatrywali się we mnie. Czułem się
nieswojo. Kiwnąłem głową paru osobą, które kojarzyłem. Roksana zaprowadziła
mnie do stolika, przy którym już ktoś siedział.
- Sean, to jest mój chłopak Jermił –
powiedziała radosna Roksana, podchodząc do niego.
- Cześć – odparłem, Jermił kiwnął głową i
usiadłem przy stoliku.
Roksana
oznajmiła, że przyniesie jedzenie i zostaliśmy sami. Jermił miał długie, czarne włosy związane w
kucyk. Cały ubrany na czarno, a w
dodatku miał na sobie długi płaszcz. Oczywiście, czarny, przypominający trochę
Matrixa. Nie wyglądał na rozmownego. Wbijał we mnie swoje zielone oczy. Czułem się niekomfortowo i próbowałem
wymyślić, jakby go zagadać.
- Więc chodzisz z Roksaną ? – zapytałem
głupio.
- Tak – odpowiedział i na tym skończyła się
nasza rozmowa.
Po
paru minutach Roksi wróciła z jedzeniem. Płatki z mlekiem. Patrzyłem się na nie
z niesmakiem. Ból głowy się nasilił.
- Witajcie, moi drodzy ! – zawołał uradowany
Jason i usiadł koło mnie. Chwilę mi się przyjrzał.
- Upiłeś Seana, idioto – warknęła ostro
Roksana.
- Upiłem ? – zapytał zdziwiony i znów mi
się przyjrzał. Po chwili roześmiał się głośno – Masz słaby łeb, stary !
- Przymknij się – mruknąłem – Coś ty tam
dolał ?
- Czysty spirytus ! – krzyknął uradowany.
Wszyscy spojrzeliśmy się na niego zamurowani.
- Oszalałeś ? – zapytała Roksana.
- No dajcie spokój – mruknął Jaz –
Rozcieńczyłem to przecież z herbatą.
- A jak ty się trzymasz na nogach ? –
zapytałem podejrzliwie.
- Prawdziwy mężczyzna umie pić –
odpowiedział radośnie, szturchając mnie w ramie.
- Tak zwany prawdziwy mężczyzna – zaczęła
Roksana – przyzwyczaił się już do picia, albo ponownie się upił.
- Bardziej to pierwsze – odpowiedział,
wystawiając jej język. Spojrzał się na
moje śniadanie i pokręcił głową – Oh, stary, czym oni cię tu karmią – wstał i
zniknął za drzwiami do kuchni.
Po parunastu minutach wrócił, niosąc dwa
zawiniątka. Położył jedno przede mną, na stole. Spojrzałem się na niego
zdziwiony.
- Kebab – powiedziałem.
- Prawdziwe śniadanie – odparł, wgryzając
się w swoją bułkę.
- Znów zarywałeś do starej kucharki ? –
zapytała znudzona Roksi.
-
Nie zarywałem – odparł z pełną buzią – Po prostu ona mnie lubi.
- Jasne – mruknęła.
- Jason ? – zapytał nieśmiało chłopiec.,
który podszedł do naszego stolika.
- Gregori – odpowiedział zdziwiony Jaz – Co
jest ?
- Babunia Teo prosi Seana do siebie –
odpowiedział cicho.
Spojrzeliśmy
się na siebie z Jasonem. Czyżby już
wszystko załatwiła ? Zostawiliśmy wszystko i biegiem popędziliśmy do pokoju
Jubaby.
__________________________
Oto kolejny rozdzialik :D
PODOBA SIĘ ?
SKOMENTUJ !
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarze:
Kebab to bardzo pożywne śniadanie - jest w stanie dać energię prawie na cały dzień! :D
Prześlij komentarz