Współtworzę ;)
-
10 lat temu
Kontakt
GG: 13093544
Twitter: @daisy_eyes
Polecam!
Liebsten Awards
Obserwatorzy
Translate
piątek, 24 stycznia 2014
Sen - 4
Rozdział
4.
Staliśmy
przed ogromną kamienicą, jeszcze za czasów międzywojennych. Opieraliśmy się z
Jasonem o mur, czekając na Jubabę. Była gwieździsta, zimna noc. Wiatr wiał
niemiłosiernie, sprawiając, że aż dudniło mi w uszach. Poprawiłem czapkę.
- Stary – zaczął Jaz – Nie przesadzaj.
Spojrzałem
się na niego i aż wstrząsnęły mną dreszcze.
Skrzywiłem się z niesmaku. Byłem ubrany na „pingwina”, ledwo mogłem się
poruszać. Tony swetrów, bluz, a dodatkowo na to ocieplana kurtka. Twarz miałem
całą osłoniętą tak, że tylko wystawały moje oczy. Pomimo całego ubioru czułem
chłód, a w razie walki, nie wiedziałem, czy sobie poradzę. Natomiast Jason miał
na sobie cienką bluzę i skórzaną kurtkę. Nie założył nawet czapki, a na nosie
znajdowały się czarne okulary przeciwsłoneczne. Naprawdę nie mogłem pojąć
mojego przyjaciela. Uśmiechał się uradowany, jakby cały ten mróz sprawiał mu
przyjemność.
- Zamknij się, Jaz – mruknąłem, odwracając
od niego wzrok.
Zacząłem
niecierpliwie wyczekiwać Babuni. Czułem jak palce mi zamarzają pomimo
wełnianych rękawiczek. Kiedy oddychałem, w powietrzu tworzyła się para, która
przyprawiała mnie o jeszcze większe dreszcze.
- Spotykałem się kiedyś z dziewczyną z tej
kamienicy – powiedział Jason – Może jeszcze tu mieszka ? – dodał.
Nie
mogłem wytrzymać. Ściągnąłem mu z nosa te głupie okulary i cisnąłem gdzieś
daleko. Nie mogłem uwierzyć, że Jason stał się takim kobieciarzem. I pomyśleć,
że ja kiedyś taki byłem.
- Oho – skomentował – Komuś już się nudzi.
- Czy ty jesteś pewny, że nie jesteś
umysłowo chory ? – zapytałem, pocierając rękami.
- Prawdziwy mężczyzna powinien…- zaczął.
- Daj mi już spokój – mruknąłem, miałem
dość tego tekstu.
Jason
z rozbawieniem poklepał mnie po głowie, na co ja tylko mruknąłem coś pod nosem.
Nagle ujrzałem wybawienie – Jubabę. Szła w naszą stronę. Oblały mnie poty. Może
to dziwne, ale nagle przeraziłem się tego spotkania i miałem ochotę uciec stąd
jak najdalej. Co jeśli nie będzie znał lekarstwa ? Albo nie będzie chciał
wyjawić takiemu zdrajcy, jak ja ?
- Będziecie tak sterczeć, półgłówki ? –
warknęła Staruszka Teo, gdy była dostatecznie blisko nas – Ruszcie swoje dupy,
bo się rozmyśli.
Westchnąłem
głośno. Chwila prawdy. Muszę się postarać. Szedłem za nimi, a moje serce biło
coraz szybciej. Weszliśmy do środka i
poczułem zapach stęchlizny. Szybko
zakryłem szczelniej nos. Klatka schodowa nie wyglądała do najbardziej
pielęgnowanych. Aż dziw, że były członek Rady tu mieszka. Po kątach walały się
śmieci i wypalone pety. Wszędzie były porozwalane gazety, papiery.
Wyszliśmy
z Jason’em na prowadzenie. Jubaba już nam mówiła, że cel znajduje się na samej
górze. Podeszliśmy do klatki schodowej. Pamiętałem, jak Staruszka Teo uczyła
nas, żebyśmy w czasie misji nie wchodzili do ciasnych pomieszczeń, typu winda.
Nie wiem, po co to wszystko, ale teraz dostosowaliśmy się do jej lekcji. W
ogóle to chyba jedyne, co zapamiętałem.
- Dzieciarnia – mruknęła pod nosem.
Zwróciliśmy
się w jej stronę. Drzwi windy akurat się otworzyły, i Staruszka weszła do
środka. Spojrzeliśmy się z Jasonem zdziwieni po sobie, po czym poszliśmy za jej
przykładem.
- Myślicie, że będę włazić na 10 piętro
–warknęła, gdy już weszliśmy do kabiny – Chyba Bóg was opuścił.
Uśmiechnąłem
się tylko łobuzersko wraz z Jasonem. Jubaba na ten widok pokręciła głową.
Babunia Teo i te jej humorki… Kiedy znaleźliśmy się już na odpowiednim piętrze,
Staruszka wskazała nam jeden z wąskich korytarzy.
- Idziemy – powiedziała – Pokój 69.
Na
te słowa parsknąłem śmiechem. Jaz szturchnął mnie w ramię.
- Nie ładnie się śmiać – powiedział
poważnie, ale zaraz i tak sam zaczął chichotać.
- Głupi nastolatkowie, z głupim dorastaniem
– mruknęła, co niesamowitym sposobem
poprawiło mi jeszcze bardziej humor.
Znalazłem
drzwi z numerem 69. Wziąłem głęboki oddech i wyciągnąłem rękę, by zapukać.
Nagle otworzyły się. Staruszka Teo przecisnęła się obok nas, otwierając drzwi i
mrucząc coś pod nosem, prawdopodobnie obelgi pod moim adresem. Wszedłem
zdziwiony do środka. Poczułem ulgę, zniknął zapach stęchlizny, a na jego
miejsce zjawił się cudowny zapach kwiatów.
Jubaba
zniknęła w długim, ciemnym korytarzu. Przerażony ruszyłem po omacku za nią, nie
chcąc się zgubić. Nic nie widziałem, żadnego światła, żadnej drogi. Nie słyszałem
kroków Jubaby. Zatrzymałem się, chcąc usłyszeć cokolwiek. Nagle wpadł na mnie
Jason.
- Sorry – odpowiedział – Zgubiliśmy się ?
Kiedy
miałem już zamiar odpowiadać, obok mnie rozległ się niecierpliwy głos Babuni
Teo.
- Ruszacie się, jak muchy w smole.
Złapała
mnie za rękaw i pociągnęła za sobą. Oślepiło mnie światło, ale po paru
sekundach znów mogłem normalnie widzieć.
Znajdowaliśmy się w niewielkim pokoju, gustownie urządzonym. Niewielki
plazmowy telewizor znajdował się w kącie, a naprzeciwko stał skórzany fotel. Po
drugiej stronie znajdowały się półki z książkami, których było mnóstwo, a tuż
przy nich kanapa ze stoliczkiem do kawy.
Środek pokoju był pusty, coś na wzór ścieżki do kolejnych drzwi. Pokój
był koloru szarego, a na wschodniej ścianie znajdowało się okno, które było
teraz szczelnie zasłonięte.
- Już – powiedziała normalnie Staruszka
Teo.
Nagle
drzwi przed nami się otworzyły i wyszedł z nich otyły mężczyzna, w podeszłym
wieku. Uśmiechnął się na nasz widok, a mi aż żołądek podszedł do gardła. To członek Rady, powtarzałem w myślach, nie daj się zwieść.
- Chłopcy – odezwała się Jubaba,
przybierając miły ton głosu – To jest Rubien Fiodorow, były członek Rady.
- Dobry wieczór – powiedzieliśmy nagle
onieśmieleni.
-Chyba raczej dobra noc – odpowiedział,
głośno się śmiejąc – Siadajcie – wskazał nam kanapę – Zrobię herbaty.
- Ja się tym zajmę – odparła Jubaba – Ty
lepiej z nimi pogadaj.
Usiedliśmy
przy stoliczku. Ja z Jasonem na kanapie, a Rubien przyciągnął sobie fotel. Po paru długich minutach ciszy, Fiodorow zabrał głos.
- Więc, co ode mnie potrzebujecie ?
Przygryzłem
wargę. Zacząłem się bać, że jednak to nie najlepszy pomysł.
- Sean potrzebuje lekarstwa – powiedział za
mnie Jaz.
Fiodorow
zmarszczył brwi.
- Co ci dolega ? – zapytał mnie.
-Nie mi – odparłem szybko – Pewna
dziewczyna zapadła na śpiączkę Strażnika. Przeze mnie – zawiesiłem głos,
poczułem ukłucie w klatce piersiowej – Muszę ją uratować i potrzebuję pana
pomocy.
Rubien
przyglądał mi się intensywnie. Starałem się wytrzymać jego spojrzenie, ale
czułem się, jakby właśnie czytał ze mnie, jak z kartki.
- Jesteś konkretny – odpowiedział po chwili
– ale nie jestem pewien, czy jestem w stanie ci pomóc. Czego ode mnie
oczekujesz ?
Przełknąłem
głośno ślinę.
- Pomyślałem, że skoro pan był w Radzie,
może pan coś wie na ten temat.
- Nie miałem dostępu do takich informacji -
odparł zamyślony.
- Ale istnieje lekarstwo ? – zapytałem pełen
nadziei.
Rubien
westchnął.
- Posłuchaj mnie - zaczął, nachylając się w
moją stronę – Nie będę owijał w bawełnę. Nie mogę ci nic obiecać. Spróbuję się
czegoś dowiedzieć. Moim zdaniem powinieneś teraz cierpieć za to, co zrobiłeś
tej dziewczynie – poczułem gulę w gardle. Miałem już zamiar przepraszać,
tłumaczyć się, ale Rubien kontynuował – Strażnicy tak nie postępują, musisz to wiedzieć.
- Tak wiem… - powiedziałem prędko, ale
zaraz mi przerwano.
- Dla ciebie zrobię wyjątek – dodał ciszej
– Spójrzmy prawdzie w oczy, wyglądasz na wyjątkowego Strażnika, masz to coś w
sobie. Nie wszyscy są gotowi na tyle poświęcenia dla jednej dziewczyny…
- Ta dziewczyna jest… - zaczął Jason, ale
szybko go szturchnąłem.
Do
pokoju akurat weszła Staruszka Teo z tacą herbaty.
- Gotowa – powiedziała, stawiając tacę na
stoliku – Uzgodniliście coś ?
- Oczywiście – odparł Rubien, spoglądając
na mnie znacząco – Uznałem, że pomogę Sean’owi, jak tylko potrafię.
*
- A pamiętasz Wilene i Alone ? – zapytał
mnie Jason, kiedy siedzieliśmy w stołówce, jedząc obiad. To znaczy, ja
próbowałem zjeść, ale nie wychodziło mi to najlepiej.
- Nie – odpowiedziałem obojętnie. Nie byłem
w stanie zapamiętać wszystkich dziewczyn, do których zarywałem…
- Gdzie byliście ? – zapytała niecierpliwie
Roksi, gdy po raz wtóry jej nie odpowiadaliśmy.
Jason
westchnął znudzony.
- Jubaba zabrała nas do starego znajomego –
odparł, a ja spojrzałem się na niego przerażony. Czyżby chciał wyjawić wszystko
Roksanie ? – Miał załatwić nam pracę.
Odetchnąłem
z ulgą i zacząłem bawić się jedzeniem.
- Po zachowaniu Sean’a stwierdzam, że nie
poszło wam najlepiej ? – zapytała, przyglądając się mi zmartwiona.
- A skąd ! – zawołał Jaz – Mamy jeszcze się
spotkać na jakąś tam rozmowę kwalifikacyjną.
- Oby jak najszybciej – mruknąłem.
- Planujesz zostać ?- zapytała zdziwiona.
- Nie na długo – burknąłem.
Wiedziałem,
że nie minie sporo czasu, gdy już się stąd zwinę.
- Sean, zjedz coś – powiedziała zatroskana
– Odkąd tu jesteś nie jadłeś dużo…
- Co racja, to racja – wtrącił Jason –
Wychudłeś, niczym szkielet – skrzywiłem się na to porównanie – Lepiej jedz, bo
potem nie będziesz w stanie mnie pokonać.
- Że co, proszę ? – zapytałem ożywiony –
Czy to jest wyzwanie ?
- Jak uważasz – odparł z przebiegłym
uśmieszkiem – I tak planowałem z tobą poćwiczyć. Przydałby się tobie jakiś
wycisk.
- No to dawaj – powiedziałem, wstając –
Idziemy walczyć.
Jason
roześmiał się i ruszył do wyjścia, a ja za nim.
- Sean ! – krzyknęła za mną Roksi – Obiad !
- Później pogadamy, Roksi – odparłem i
zniknąłem za drzwiami.
*
Założyłyśmy
dresy i zwykłe białe bluzki, bez rękawów. Jason pożyczył mi ubrania, które
zwisały na mnie. Chyba naprawdę ostatnio przesadziłem z „dietą”. Przypatrywałem
się Jasonowi i nagle zacząłem wątpić, że uda mi się go pokonać. Zawsze byłem
najsilniejszy, ale tym razem… Jason naprawdę musiał dużo ćwiczyć, bo jego
mięśnie robiły wielkie wrażenie.
Ustawiłem
się szybko w pozycji atakującej, czekając na sygnał rozpoczynający walkę.
- Hola, hola – odparł Jason – Najpierw
rozgrzewka.
Opuściłem
zdziwiony ręce. Jason zawsze atakował mnie bez żadnego przygotowania, z
zaskoczenia, by mieć większą przewagę nade mną. Ostatecznie i tak wygrywałem.
- Okay – powiedziałem nieprzekonany i
zacząłem się rozciągać.
Poczułem,
że ostatnio zaniedbałem ćwiczeń. Kiedy
wpatrywałem się w Jasona, zdałem sobie sprawę, że muszę uważać na jego siłę,
jak również ruchy. Mogę mieć teraz tylko nadzieję, że nie nauczył się myśleć
strategicznie.
- Gotowy ? – zapytał Jason po pewnym
czasie, gdy skończył się już rozciągać.
- Jasne – odpowiedziałem, wiedząc, że
dalsze ćwiczenie nic nie zdziała.
Ustawiłem
się w pozycji atakującej. Jason uśmiechnął się do mnie chytrze. Wyglądał na
dość pewnego siebie. Uśmiechnąłem się w odpowiedzi. Zrobię wszystko, by zedrzeć
z jego twarzy ten wyraz, jakby już zwyciężył. Walka się zaczęła, ale my ciągle
trwaliśmy w tych samych pozycjach, okrążając siebie nawzajem.
No dalej!, pomyślałem, rusz
się !
Kiedy
jednak nic się nie działo, uznałem, że pora zacząć. W tym samym momencie wpadł na
to Jason i obydwoje rzuciliśmy się na siebie. Dostałem z całej siły w bok i
szybko odskoczyłem. Skrzywiłem się z bólu, ale nadal byłem czujny. Ten cios był
jak chlust lodowatej wody. Nagle zdałem sobie sprawę, że nie mogę myśleć o
walce z Jasonem, tak jak kiedyś. Muszę się skupić i wyobrazić sobie, że jest to
zwykły atakujący, nic o nim nie wiem… Jaki będzie jego ruch ?
Unikałem
raz za razem ciosu w twarz. Jason z całej siły chciał mi przywalić. Używał
tylko pięści, nie bronił się, nie zastanawiał, po prostu walił na oślep.
Musiałem to wykorzystać. Schyliłem się, objąłem go w pasie i popchnąłem na ścianę. Jęknął cicho, ale od
razu uderzył mnie kolanem w brzuch. Zakrztusiłem się i szybko od niego oddaliłem. Nagle zacząłem
myśleć, że Jason za bardzo wczuł się w walkę, albo po prostu tak tutaj teraz
walczą…
- Sean ! – usłyszałem krzyk Roksany.
Poczułem
mocne uderzenie na twarzy. Szybko złapałem się za policzek. Wirowało mi przed
oczami, widziałem wszędzie białe plamki. Cofnąłem się z przerażenia. Słaniałem
się na nogach.
- Sean – usłyszałem Roksanę, tym razem
bardziej rozpaczliwie.
Zerknąłem
w tamtą stronę. W Sali zebrały się tłumy, chcąc zobaczyć naszą walkę. Nagle
przestałem wierzyć, że to zwykłe ćwiczenia.
Szybko się skupiłem i uniknąłem kolejnego ciosu. Poczułem złość, a także
zdezorientowanie. Oko straszliwie mnie bolało i traciłem ostrość widzenia.
Popchnięty,
poleciałem do tyłu. Zrobiłem się czujny i znów przygotowałem się do ataku.
Zamknąłem jedno oko, które i tak nie było w najlepszym stanie. Jason znów na
mnie natarł, nie zważając na zwrot akcji.
Kiedy
Jason był już dostatecznie blisko, zamachnąłem się i z całej siły uderzyłem go
w szczękę. Poleciał do tyłu. Szybko złapałem go za ramiona i parę razy
uderzyłem kolanem w brzuch. Jason upadł na czworaka. Oddaliłem się od niego,
nie chcąc być narażony na kolejny cios. Jaz pomału zmienił pozycję na klęczącą,
a potem uniósł głowę. Z kącika ust spływała ciurkiem krew, zalewając całą
brodę. Wpatrywał się we mnie ze złością, po czym uśmiechnął się niczym
szaleniec. Zęby miał całe czerwone, od krwi. Pomału wstał, a ja ciągle
wpatrywałem się w niego jednym okiem. Byłem przerażony. Czy to musi się tak
skończyć ?
Zanim
się zorientowałem, Jaz przywalił mi prosto w twarz. Usłyszałem gruchot kości i
poczułem przeraźliwy ból nosa. Szybko się zamachnąłem i oddałem mu cios.
- Przestańcie ! – dobiegł mnie głos
Roksany. Zdałem sobie sprawę, że krzyczy na nas już od dłuższego czasu, a cała
reszta gapiów wpatruje się na nas z przerażeniem, ale również zainteresowaniem.
Przestaliśmy
już z Jasonem owijać w bawełnę. Staliśmy naprzeciwko siebie i na zmianę
oddawaliśmy ciosy. Ręka bolała mnie niemiłosiernie, więc zmieniałem raz prawą,
raz lewą. Zacząłem oddalać się od Jasona. Ktoś nas od siebie odciągnął.
Straciliśmy już dużo siły na walkę, więc nie mogliśmy się nawet wyrwać.
- Taki z ciebie przyjaciel?! – wydarł się
Jaz. Spojrzałem się na niego wielkimi oczami – Myślisz, ze jak przyjedziesz po
paru latach, to wszystko będzie w porządku?! – seplenił przez krew – Ty pieprzony
chuju! – dodał. Na całej Sali zapadła cisza, w której wszyscy wpatrywali się
wstrząśnięci w Jasona – Kurwa – zaklął i splunął na bok krwią – Wkurzyłem się –
dodał spokojniej.
Wpatrywałem
się w niego oniemiały. Czy to na pewno Jason? Ten Jason, który cieszył się na
mój widok? Ten, który chciał mi pomóc ? Który był moim najlepszym przyjacielem? Wyprowadzili go. Po drodze mamrotał coś pod nosem i ocierał się z krwi, co
sprawiało, ze był jeszcze bardziej rozmazany.
- W porządku? – zapytał chłopak, który
odciągnął mnie od Jasona.
- Jasne – mruknąłem, przepełniony bólem
psychicznym i fizycznym.
Kiedy
spojrzałem się na chłopaka, okazało się, ze to Jermił. Przypatrywałem się mu
zdziwiony. Tamten tylko kiwnął głową i odszedł. Czując ból w całym ciele, uznałem,
że powinienem wrócić do pokoju, ale zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, osunąłem
się na ziemię, pogrążając się w błogim odpoczynku.
___________________________________
Co sądzicie na temat nowego rozdziału? :)
Czekam na Wasze komentarze! ;)
Czytasz ? --> SKOMENTUJ!
piątek, 17 stycznia 2014
Sen - 3
Rozdział
3.
Czy naprawdę jestem takim żałosnym facetem? Co mi dało całe to
podróżowanie ? Jedyną dla mnie nadzieją mogą być Najwyżsi, ale oni mi nie
pomogą, zwłaszcza, że jestem zdrajcą. W dodatku mój ojciec...
Poczułem dotyk dłoni na ramieniu. Uniosłem wzrok.
- Przykro mi. Wydaje mi się, że to dla
ciebie ważne – Staruszka Teo mówiła bezbarwnie, jakby na przekór swoim
odczuciom. Tak naprawdę jej to nie obchodziło - Nie wiem, czy to ci może jakoś
pomóc, ale znam kogoś, kto może...
- Kto to jest ? - zapytałem szybko,
przerywając jej.
- Nie przerywaj mi, chłopcze, jeśli chcesz
się dowiedzieć - odparła ostro, a ja potulnie się przymknąłem - Ciężko jest się
z nim spotkać. Jest byłym członkiem Rady Strażników. Przeszedł na emeryturę.
Znam go bardzo dobrze, ale nie mogę ci obiecać, że będzie chciał cię wysłuchać.
- Nie ważne. Jedyne, co się teraz dla mnie
liczy to ta zasrana nadzieja, że może jednak nie jestem pieprzonym kretynem -
warknąłem, zły na siebie.
- Uważaj na słowa, gówniarzu -
odpowiedziała.
- Ty sobie pozwalasz - mruknąłem.
- Ja to co innego. Twoje emocje są
nabuzowane. Myślę, że najlepszym rozwiązaniem jest, byś teraz wrócił do swojego
pokoju i trochę ochłonął, zanim zrobisz coś głupiego - warknęła na mnie - Teraz
wynocha. Spróbuję cię jakoś umówić, ale pamiętaj, że on nie lubi zdrajców.
Wstałem szybko i bez zbędnych słów podszedłem do drzwi. Jubaba naprawdę
pocieszyła mnie tym ostatnim zdaniem. Jakby to dawało mi jakieś szanse.
- Sean - powiedziała beznamiętnie, gdy już
chwyciłem za klamkę. Zatrzymałem się - Uważaj na siebie, Wyżsi wszędzie mają
swoich szpiegów.
- Jasne, będę miał to na uwadze - mruknąłem i wyszedłem.
Tuż za drzwiami zaczepili mnie moi przyjaciele.
- Jak było ? O co chodziło ? - zapytaj
Jason.
- Nie teraz - burknąłem i minąłem ich
prędko.
Kierowałem się do mojego
pokoju, ale w ostatniej chwili zmieniłem zdanie i skręciłem w jakiś korytarz.
Byłem zły na siebie i na Jubabe. Cały świat legł mi w gruzach, bo jaki były
członek Rady zgodzi się mi pomóc ? Ale to chyba lepsze rozwiązanie, niż mieć za
cel główny Rząd. Wątpię by chciał się ze mną spotkać... A najgorsze było to, że
pomału traciłem już wiarę w moją misje, ale nie potrafiłem o niej zapomnieć.
Jej mądre oczy, kuszący uśmiech, ciepłe wargi… Nie mogę z niej zrezygnować. Nie
teraz, kiedy zaszedłem tak daleko, muszę walczyć. Ale co ja mogę zdziałać ?
Sam, przeciw całemu rządowi ?
Otworzyłem drzwi i znalazłem się na zewnątrz. Poczułem przeraźliwe
zimno. Mróz szczypał mnie w policzki. Kiedy byłem pogrążony w myślach, moje stopy
zaprowadziły mnie… na dach. Zawsze przesiadywaliśmy tu z Jasonem. Może właśnie teraz potrzebowałem takiego
miejsca, w którym mógłbym się zatracić, wspomnieć dawne czasy, zapomnieć o
teraźniejszości ? Pamiętam, jak siedzieliśmy tu z Jasonem, o każdej porze roku,
nie ważne czy zimno, czy ciepło. Często uciekaliśmy z lekcji, a staruszka Teo
nawet nigdy tu nie zajrzała. Zaśmiałem
się pod nosem i usiadłem pod daszkiem. Cały drżałem z zimna, ale nie obchodziło
mnie to. Czułem się tutaj spokojniejszy. Spuściłem głowę i pozwoliłem sobie
powyzywać siebie w myślach.
Usłyszałem
czyjeś kroki. To mogła być tylko jedna osoba.
- Zamarzniesz tu – powiedział Jason, rzucając we mnie kurtką.
- Dzięki – mruknąłem i szybko ją założyłem.
Jason,
ubezpieczony, wyjął z kieszeni termos z herbatą. Spojrzałem się na niego
zdziwiony i poczułem, jak bardzo tęskniłem za moim kumplem. Zawsze
przygotowany, na każdą okazję. Jak
mogłem pozwolić, aby tyle lat na mnie czekał ? Jak mogłem go zostawić ? Mojego
przyjaciela, brata.
- Wiesz – zaczął Jaz – Wszyscy mówią, jakie
to życie jest krótkie. Ale nie musi być, jeżeli dobrze go zaplanujesz i
będziesz starał się robić, żeby wszystko
szło po twojej myśli, to może być naprawdę długie.
- Majaczysz – mruknąłem i upiłem łyk
rozgrzewającej herbaty, po czym zakrztusiłem się.
Jason
parsknął śmiechem.
- Jest mocniejsza, uważaj – odpowiedział
rozbawiony.
- Coś ty tam dolał ? – zapytałem
zaskoczony.
- Coś, co pozwoli ci się odprężyć.
- Równie dobrze mogłeś powiedzieć upić –
mruknąłem, ale bez protestów napiłem się kolejnego łyka. Może naprawdę mi to
pomoże ?
- Wiem, że minęło trochę czasu – powiedział
Jaz, wpatrując się spokojnie przed siebie. – Może nie ma już pomiędzy nami takiej
więzi, jak kiedyś, ale chcę, żebyś wiedział, że możesz na mnie liczyć. Jeżeli
potrzebujesz się wygadać, śmiało.
- Nie – powiedziałem ostro, co zaskoczyło
Jasona - Zawsze będziesz moim najlepszym
przyjacielem, jasne ? – spojrzałem się na niego i uśmiechnąłem – Może ominęło
nas parę lat, ale nasza więź jest zbyt trwała, by mogła tak szybko się przerwać
– uścisnąłem przyjaźnie jego ramię, a on zaśmiał się cicho.
- To znaczy, że powiesz mi z czym masz
problem ? – zapytał, ze spuszczonym wzrokiem – Po co tak naprawdę tu
przyjechałeś ?
Zamilkłem.
Czy mogę mu powiedzieć ? Przecież to żadna tajemnica, a on jest moim najlepszym
przyjacielem. Ale gdy dowie się, co się
wydarzyło… będzie mną gardził.
- Jasne, rozumiem – powiedział cicho i
zaczął wstawać. Szybko złapałem go za rękaw i patrzyłem się w jego oczy.
- Poznałem kogoś – powiedziałem pewnie.
Jason pomału usiadł z powrotem obok mnie.
- Jak zwykle, dziewczyna – mruknął Jason z
rozbawieniem, przewracając oczami.
Parsknąłem
pod nosem. Jason zapamiętał mnie, jako
chłopaka zarywającego do każdej dziewczyny.
Owszem, kiedyś tak było, ale teraz… nie potrafię myśleć o kimś innym.
- Popełniłem błąd – ukryłem twarz w
dłoniach i potrząsałem głową, chcąc pozbyć się obrazu tamtej parszywej nocy –
Dołączyła do walki - poczułem na sobie
wzrok Jasona – Nie powinienem do tego dopuścić. Jestem beznadziejnym
Strażnikiem – powiedziałem ze złością, uderzając pięścią w dach.
- Uważaj, bo się zawali – skomentował Jaz,
po czym po chwili ciszy dodał – Czyli zakochałeś się ?
- Jaz, idioto. Właśnie ci mówię, że jestem
najgorszym Strażnikiem na świecie i że dziewczyna zapadła w śpiączkę, a ty się
pytasz, czy się zakochałem ! – mruknąłem – Oczywiście, że się zakochałem ! –
powiedziałem głośniej – Przecież nie przejmowałbym się tak wtedy tą dziewczyną.
- Ty i ta twoja chęć niesienia pomocy –
mruknął Jason z rozbawieniem. Westchnął głośno – To naprawdę poważny problem.
- A ty się śmiejesz jak debil – dodałem.
- Wiesz, jakie to dziwne usłyszeć, że
słynny Sean Campbell się zakochał – odpowiedział Jason, uśmiechając się do
mnie.
- Nie nazywaj mnie tak – mruknąłem, trochę
zawiedziony, że wygadałem się Jasonowi, choć teraz czułem się o wiele lepiej.
- To jakie teraz przybrałeś nazwisko ? –
zapytał – Black, White, Wells ? Jakieś inne ?
- Po prostu Mori.
- A
wiesz, że to z łaciny umierać ? – zapytał zaskoczony, patrząc się na mnie.
- I właśnie teraz cudownie do mnie pasuje –
mruknąłem.
- Ej, stary – odparł Jaz, obejmując mnie
ramieniem, a drugą dłonią wymachując, jakby chciał ukazać mi cały świat – Ziemia jest ogromna. Nie umieraj mi tu. Wierzę, że znajdziesz jakieś rozwiązanie,
oczywiście z moją pomocą, ale…
- Ty nie będziesz się w to mieszał –
odparłem ostro.
- Sean – powiedział poważnie Jaz – Nie
jesteśmy już dziećmi. Teraz wszystko wygląda inaczej. Potrzebujesz mojej
pomocy, a ja nie pozwolę ci samemu odejść. Trenowałem przez ostatnie lata.
- Widać – mruknąłem – jesteś napakowany.
- Widzisz ? – zapytał radośnie – A teraz
lepiej zgól tą bródkę, zanim znów uciekniesz – powiedział, bawiąc się moim
lekkim zarostem.
- Na razie nigdzie się nie wybieram –
powiedziałem, odtrącając jego rękę.
- Jak to ? – zapytał zdziwiony.
- Jubaba zna kogoś, kto może znać
lekarstwo. Muszę czekać.
- Super ! Od tego możemy zacząć –
odpowiedział radosny.
Upiłem
kolejny łyk herbaty i uśmiechnąłem się lekko. Może to dobry pomysł, by na razie
Jason mi pomagał ? On jest tak optymistycznie nastawiony do świata, że nawet mi
się humor poprawia. Naprawdę mi go brakowało.
*
Obudziłem
się z potwornym bólem głowy. Przetarłem oczy i próbowałem rozróżnić zamazane
kształty.
- Piłeś – powiedziała, oskarżająco Roksana.
Podniosłem się na łokciach.
- Nie – odparłem oślepiony światłem. Po chwili widziałem już wyraźniej. Roksana
patrzyła się na mnie karcąco – No może troszkę.
- Troszkę to nie wygląda – mruknęła –
Wstawaj na śniadanie, bo nic dla ciebie nie zostanie.
Opadłem
z powrotem na łóżko. Nie miałem na nic ochoty.
Byłem cały obolały, a głowa pulsowała mi niemiłosiernie, a kiedy
pomyślałem do tego o śniadaniu, robiło mi się niedobrze.
- Na miłość boską ! Kto cię tak urządził !
– wykrzyknęła zniecierpliwiona Roksana.
- Nikt – odparłem i próbowałem wstać z
łóżka. Kiedy wreszcie usiadłem, wszystko wirowało wokół mnie.
- Przeklęty Jason – zaklęła po rosyjsku –
Zawsze musi coś wymyślić.
- Od kiedy ty jesteś takim rannym
ptaszkiem ? – zapytałem, wkurzony, że
się domyśliła z kim piłem.
- Od kiedy jestem z Jermiłem –
odpowiedziała szybko – Jeżeli zaraz się nie ogarniesz, to naprawdę się wkurzę.
- Już, już – mruknąłem – Daj mi 5 minut.
Wezmę prysznic.
- Alee… - zaczęła.
- 5 minut – powtórzyłem ostro.
Chwiejnym
krokiem poszedłem do łazienki. Rozebrałem się i wszedłem do kabiny. Odkręciłem
kurek. Strumieniem poleciała na mnie lodowata woda. Zakląłem głośno i
odskoczyłem.
- Przed tym właśnie chciałam cię ostrzec !
– krzyknęła Roksana, przez drzwi.
- Dzięki, siostra – mruknąłem.
Zamknąłem
oczy i wszedłem pod strumień. Czekałem, aż moje ciało przyzwyczai się do zimna.
Zaciskałem zęby. Wreszcie się przyzwyczaiłem i odprężyłem. Cała świadomość do
mnie wróciła, a wzrok wyostrzył.
Zakręciłem wodę i wyszedłem z kabiny.
Przyjrzałem się swojemu odbiciu w lustrze. Ostatnio o siebie nie dbałem.
Moje jasne, brązowe włosy sięgały mi już za ucho, a zarost był już dość duży,
wyglądał, jakby był rudy. Westchnąłem i szybko się ubrałem.
- Wreszcie – powiedziała Roksana, wstając z
łóżka i przyglądając się mi – Wyglądasz o wiele lepiej, tylko jeszcze ta broda…
- Jest w porządku – odpowiedziałem i
ruszyłem do wyjścia.
Po
paru minutach znaleźliśmy się w stołówce, tym razem całej zatłoczonej. Kiedy
wszedłem do środka, wszyscy umilkli i wpatrywali się we mnie. Czułem się
nieswojo. Kiwnąłem głową paru osobą, które kojarzyłem. Roksana zaprowadziła
mnie do stolika, przy którym już ktoś siedział.
- Sean, to jest mój chłopak Jermił –
powiedziała radosna Roksana, podchodząc do niego.
- Cześć – odparłem, Jermił kiwnął głową i
usiadłem przy stoliku.
Roksana
oznajmiła, że przyniesie jedzenie i zostaliśmy sami. Jermił miał długie, czarne włosy związane w
kucyk. Cały ubrany na czarno, a w
dodatku miał na sobie długi płaszcz. Oczywiście, czarny, przypominający trochę
Matrixa. Nie wyglądał na rozmownego. Wbijał we mnie swoje zielone oczy. Czułem się niekomfortowo i próbowałem
wymyślić, jakby go zagadać.
- Więc chodzisz z Roksaną ? – zapytałem
głupio.
- Tak – odpowiedział i na tym skończyła się
nasza rozmowa.
Po
paru minutach Roksi wróciła z jedzeniem. Płatki z mlekiem. Patrzyłem się na nie
z niesmakiem. Ból głowy się nasilił.
- Witajcie, moi drodzy ! – zawołał uradowany
Jason i usiadł koło mnie. Chwilę mi się przyjrzał.
- Upiłeś Seana, idioto – warknęła ostro
Roksana.
- Upiłem ? – zapytał zdziwiony i znów mi
się przyjrzał. Po chwili roześmiał się głośno – Masz słaby łeb, stary !
- Przymknij się – mruknąłem – Coś ty tam
dolał ?
- Czysty spirytus ! – krzyknął uradowany.
Wszyscy spojrzeliśmy się na niego zamurowani.
- Oszalałeś ? – zapytała Roksana.
- No dajcie spokój – mruknął Jaz –
Rozcieńczyłem to przecież z herbatą.
- A jak ty się trzymasz na nogach ? –
zapytałem podejrzliwie.
- Prawdziwy mężczyzna umie pić –
odpowiedział radośnie, szturchając mnie w ramie.
- Tak zwany prawdziwy mężczyzna – zaczęła
Roksana – przyzwyczaił się już do picia, albo ponownie się upił.
- Bardziej to pierwsze – odpowiedział,
wystawiając jej język. Spojrzał się na
moje śniadanie i pokręcił głową – Oh, stary, czym oni cię tu karmią – wstał i
zniknął za drzwiami do kuchni.
Po parunastu minutach wrócił, niosąc dwa
zawiniątka. Położył jedno przede mną, na stole. Spojrzałem się na niego
zdziwiony.
- Kebab – powiedziałem.
- Prawdziwe śniadanie – odparł, wgryzając
się w swoją bułkę.
- Znów zarywałeś do starej kucharki ? –
zapytała znudzona Roksi.
-
Nie zarywałem – odparł z pełną buzią – Po prostu ona mnie lubi.
- Jasne – mruknęła.
- Jason ? – zapytał nieśmiało chłopiec.,
który podszedł do naszego stolika.
- Gregori – odpowiedział zdziwiony Jaz – Co
jest ?
- Babunia Teo prosi Seana do siebie –
odpowiedział cicho.
Spojrzeliśmy
się na siebie z Jasonem. Czyżby już
wszystko załatwiła ? Zostawiliśmy wszystko i biegiem popędziliśmy do pokoju
Jubaby.
__________________________
Oto kolejny rozdzialik :D
PODOBA SIĘ ?
SKOMENTUJ !
piątek, 10 stycznia 2014
Sen - 2
Rozdział
2.
Przez
ostatnie 3 miesiące podróżowałem po całym świecie. Byłem w miejscach, o których
nigdy bym nie pomyślał. Poznałem nowych ludzi, dowiedziałem się wielu ciekawych
rzeczy, o byciu Strażnikiem Snów. Z tym wszystkim wiązało się wiele
nieprzyjemnych zdarzeń. Wiele razy zostałem zamknięty za kratkami, jak również
podpadłem wielu miejscowym gangom. A to wszystko dla odpowiedzi. Jednej
odpowiedzi, ważnej, która była dla mnie teraz jedyną nadzieją.
Przez
ten cały czas nie znalazłem jeszcze rozwiązania moich problemów. Co gorsza,
wylądowałem w Rosji, w środku zimy… Nienawidziłem tego państwa. Na początku
mojej samotnej wędrówki zamieszkałem tu. Żadne ze wspomnień nie ciągnęły mnie
do powrotu. Owszem, zawdzięczam temu miejscu dach nad głową, kiedy jako małe
dziecko uciekłem z domu.
Stałem
za drzewem w środku lasu. Pomimo ciepłego ubioru zimno dawało się we znaki. Mój
oddech zamieniał się w parę. Wpatrywałem się w wielki, stary, drewniany dom,
który znajdował się w głębi lasu. Na pierwszy rzut oka nie zmienił się, nadal
wyglądał, jakby zaraz miał się rozwalić. Westchnąłem głośno. Bałem się tam
wejść, ale jeśli nie skorzystam z pomocy, mogę tu umrzeć z zimna. Wbiegłem po
schodach i stanąłem przed drzwiami. Odetchnąłem parę razy i głośno zapukałem.
Po paru sekundach otworzył mi młody
chłopak, w moim wieku. Miał burzę brązowych włosów, ułożonych w nieładzie. Był umięśniony i modnie ubrany. Dziewczyna
nazwałaby go przystojnym. Wyglądał na zmęczonego, jakby dopiero wstał, ale
kiedy mnie zobaczył stanął jak wryty.
- Sean – szepnął, po czym rozpromienił się
i przywitał mnie radośnie – Kopę lat, stary ! Trochę zarosłeś – powiedział,
dotykając mojego lekkiego zarostu.
Odtrąciłem
jego dłoń.
- Witaj, Jason. Cieszę się, że cię znów
widzę – powiedziałem z uśmiechem.
Zostawiłem
tu wielu przyjaciół. Musiałem wybrać pomiędzy nimi, a wolnością. Wyszło na to,
że wybrałem drugie rozwiązanie. Najbardziej bolało mnie to, że opuściłem
Jasona. Był moim przyjacielem od
dziecka, też należał do rodziny Strażników, ale on nie miał nic przeciwko temu.
Kiedy postanowiłem, że odejdę z domu, strasznie bałem się tego. Namówiłem
Jasona, żeby mi towarzyszył. Teraz tego żałuję. Popsułem mu całe życie, aż w
końcu zostawiłem go samego. Dziwne, że nadal przyjaźnie się do mnie odnosi. Na
jego miejscu od razu przywaliłbym sobie pięścią.
- Już myślałem, że o nas zapomniałeś,
bracie – powiedział, zapraszając mnie do środka.
- Próbowałem, ale wryliście mi się w pamięć
– powiedziałem, krzywiąc się, a on szturchnął mnie przyjaźnie.
- Ej ! – zawołał na cały głos – Zgadnijcie,
kto nas odwiedził !
Nagle
cała zgraja mieszkańców zbiegła do korytarza. Byli tu wszyscy. Widziałem wiele
starych twarzy, ale również nowych, większość tych młodszych. Wymieniłem parę zdań ze starymi znajomymi, a
cała reszta otoczyła mnie, jakbym był jakimś eksponatem na wystawie. Dzieci
zaczęły zadawać mi najróżniejsze pytania, przekrzykując się nawzajem.
Uśmiechnąłem się mimowolnie, całe szczęście, że nauczyłem się rosyjskiego, choć
posługuję się nim dziurawo, ale dzięki temu mogłem wydukać jakieś odpowiedzi.
- Dosyć tego ! – wykrzyknęła, po rosyjsku,
stara kobieta, schodząc po ogromnych schodach – Zostawcie go w spokoju.
Jak
na jeden znak, wszyscy się ode mnie cofnęli. Uśmiechnąłem się sarkastycznie.
- Witaj babciu ! – powiedziałem głośno, tak
by mnie usłyszała – Sporo minęło. Wyglądasz na jeszcze starszą.
- Zamknij mordę, dzieciuchu – mruknęła –
Nic nie wydoroślałeś - podeszła do mnie
– Nie jestem głucha. Czego tu szukasz ?
- Co za miłe powitanie – burknąłem – Czego
może szukać samotny Strażnik Snów ?
- Towarzystwa ? – odpowiedziała,
uśmiechając się wrednie – To nie dom prostytutek.
Skrzywiłem
się. Ta kobieta przyprawiała mnie o ból głowy. Widać, że bardzo się za mną
stęskniła.
- Jak ja uwielbiam tu wracać – mruknąłem.
Nagle
ktoś objął mnie ramieniem.
- Sean ! – zawołał Jason – Babunia Teo
bardzo się za tobą stęskniła, prawda ?
- Przymknij się, Jason – mruknęła –
Potrzebujesz czegoś konkretnego ? – zapytała mnie.
Zmarszczyłem
brwi. Nie byłem pewny, czy pójść od razu do konkretów, czy może zostać tu parę
dni i poszukać na własną rękę.
- Więc? – zapytała.
-Szukam odpowiedzi – powiedziałem pewnie.
Zmierzyła
mnie poważnym spojrzeniem. Zauważyłem błysk w jej oczach. Zawsze wydawała mi
się dziwna, jakby wiedziała co się stanie. Swoje siwe włosy spięła ciasno z tyłu. Zawsze miała surowy wyraz twarzy,
ale wszyscy ją kochają i znoszą jej humorki.
- Dobrze – powiedziała po chwili, gdy już
uznała, że mówię poważnie – Ale najpierw powinieneś odpocząć. Wyglądasz, jakbyś
nie spał przez 3 dni.
Strzał
w dziesiątkę, babuniu.
*
Zaprowadzili
mnie do jakiegoś małego pokoiku. Tam zdjąłem tony ubrań i rozłożyłem się na
łóżku. Wtedy zdałem sobie sprawę, że to był mój stary pokój, dokładnie w takim
samym stanie, jak go zostawiłem. Puste, białe ściany. Żadnych rodzinnych
pamiątek, zdjęć czy amuletów. Wszystko wyglądało, jakby nikt tu nigdy nie
mieszkał. Jedynie na ścianie obok łóżka było napisane : Jaz, Roxi i Sean. Nigdy
bym nie pomyślał, że tu wrócę, do Domu Zagubionych Snów, jak go nazywaliśmy.
Przybyłem tu, gdy opuściłem dom. Zagwarantowali mi opiekę. Babunia Teofilia
Zofia Zagnojska stworzyła zakazaną grupę Strażników. Znajdowali się tutaj
wszyscy ci, którzy nie zgadzali się z zasadami tych Wyższych, na przykład ja.
Kiedy, będąc dzieckiem,
dowiedziałem się, że nie mogę przestać być Strażnikiem, odnalazłem to miejsce i
tu się zaszyłem. Staruszka Teo uczyła wszystkich podstaw bycia Strażnikiem, ale
ja byłem dość niegrzecznym chłopcem. Rzadko przychodziłem na lekcję. Sprawiałem,
że dom był bliski rozpadu. Babunia zawsze miała przeze mnie kłopoty. Jeden mały
chłopczyk, a tyle z nim zachodu. W końcu osiągnąłem pełnoletniość i uciekłem
nocą, zostawiając list pożegnalny z napisem: „Może kiedyś wrócę”. Więc
wróciłem, chociaż nigdy tak naprawdę nie planowałem. Trudno mi to przyznać, ale
babunia jest moją ostatnią deską ratunku…
Zamknąłem oczy i jedyne co
widziałem to ona, piękna, uśmiechnięta… Nigdy bym nie uwierzył, że po jednym
spotkaniu zakocham się w kimś bez pamięci. To musiało być przeznaczenie. Do tej
pory zastanawiałem się, jakim cudem znalazłem się w jej śnie. Wiem, że był
zagrożony, ale byłem dość daleko, by instynkt się odezwał. Czy to możliwe, że sama nieświadomie mnie
przywołała ?
Nagle usłyszałem ciche pukanie. Otworzyłem szeroko oczy.
Musiałem na chwilkę przysnąć. Podniosłem się na łokciach i zamrugałem parę
razy. Ponownie rozległo się pukanie.
- Proszę ! – odpowiedziałem.
Do
pokoju weszła młoda dziewczyna. Była około szesnastolatką. Uśmiechnęła się
promiennie, gdy mnie zobaczyła.
- Sean ! – wykrzyknęła i rzuciła się na
mnie, przygniatając mnie z powrotem do łóżka.
- Roksana – mruknąłem, próbując złapać
oddech – Ty nadal tutaj ?
- A jakżeby inaczej ? – zawołała radośnie i
usiadła na łóżku.
- Myślałem, że planowałaś wyjechać.
- Początkowo – odparła – Wiesz, miałam
wtedy czternaście lat. Zmieniłam zdanie, kiedy poznałam Jermiła.
- Jermiła ? – zapytałem zdziwiony, po
chwili przypomniałem sobie, że dołączył do nas parę dni przed moją ucieczką.
- Mój chłopak – odparła – Jesteśmy ze sobą
już 2 lata.
- Wow – udało mi się wydukać – To sporo.
- Trochę – odpowiedziała i zaczęła
opowiadać o swoim związku – Cieszę się, że przyjechałeś, ale co ty tutaj
robisz? – zapytała – Wiem, że nigdy byś tutaj nie wrócił, gdyby to nie było
koniecznie.
Spojrzałem
się na nią. Roksana zawsze była roześmiana, trzeba było się nią opiekować, a
gdy ktoś ją zaczepił, musiałem ją bronić. Teraz wyglądała inaczej. Miała
długie, proste, brązowe włosy. Nadal się uśmiechała, ale nie wyglądała już jak
dziecko, ale nadal tak się zachowywała. Wyglądała na twardą kobietę, a nawet
przybrała kobiecych krągłości.
- Więc ? – zapytała ponownie, wpatrując się
we mnie czekoladowymi oczami.
- Potrzebuję odpowiedzi – odparłem szybko.
- To wiele nie wyjaśnia – powiedziała
zasmucona.
- Jak tylko będę mógł, to ci powiem.
Obiecuję – odparłem spokojnie – Na razie nic więcej nie musisz wiedzieć.
- Jak zwykle zamknięty –mruknęła – No nic,
nie będę nalegać. Teraz chodź coś zjeść, bo zaraz zamkną stołówkę.
Prowadziła
mnie do ogromnej sali. Znałem drogę, przecież przez dwa lata mojej nieobecności
nie mogło się tu wiele zmienić. Wiedziałem, że Roksana musi się cieszyć z
mojego powrotu. Kiedyś byliśmy nierozłączni. Roksi była moją małą siostrą, o
którą zawsze dbałem, a ona nigdy nie opuszczała mnie na krok. Minusem było to,
że również nie chciała uczęszczać na lekcję, ale jako dobry brat kazałem jej
chodzić… nie dawałem dobrego przykładu.
Weszliśmy
do środka. Pomieszczenie na pierwszy rzut oka wydawało się takie samo, jak
kiedyś, lecz kiedy się rozejrzałem, zauważyłem, że wiele rzeczy „odnowiono”.
Staruszka się postarała. Pomalowała ściany na pomarańczowo, co aż nazbyt
rzucało się w oczy oraz kupiła wiele „nowych” elektronicznych przyrządów.
Babunia Teo i technologia… co za paradoks.
Rozejrzałem
się ponownie i nagle coś przykuło moją uwagę. Cała sala była opustoszała.
Zdziwiłem się, za moich czasów spędzaliśmy tu każde chwile. Chciałem zapytać o
to Roksanę…
- Jest już późna godzina – wyprzedziła moje
pytanie – Pewnie wszyscy szykują się do spania albo co tam zamierzają robić –
jej głos odbił się echem od ogromnych ścian. Ta sala mogłaby pomieścić całą
armię – Usiądź sobie – powiedziała rozkazująco – Poszukam coś dla ciebie na
kuchni – zniknęła za podwójnymi drzwiami.
Czułem
się, jakbym marnował czas. Czekałem na zwykłe jedzenie, kiedy w każdej chwili
mógłbym dowiedzieć się o ratunku dla mojej ukochanej… Kathy.
- Proszę bardzo – odezwała się nagle Roksi,
stawiając miskę z zupą – Najlepsza potrawa, jaką znalazłam.
Spojrzałem
się na płyn, znajdujący się przede mną. Poczułem przeraźliwy głód. Złapałem za
bułkę, którą również przyniosła mi Roksana.
- Sean ! – odezwał się ktoś nagle. Do
naszego stolika podszedł Jason.
- Czego chcesz, Jaz ? – zapytała znudzona
Roksana.
- Przychodzę od Jubaby.
Roześmiałem
się głośno.
- Jubaba ? Serio ? – zawołałem, pękając ze
śmiechu – Nadal ją tak nazywacie ?
- Jasne, przecież to nasza kochana
staruszka – odparł rozbawiony Jason.
Nagle
mnie olśniło. Przyszedł od Babuni, czyli mogę z nią porozmawiać…
- Co chce staruszka ? – zapytałem nagle
cały poważny.
Jason
spojrzał się na mnie zdziwiony.
- Powiedziała – mówił spokojnie i powoli –
że jak już zjesz, masz do niej przyjść, bo…
- Idziemy – powiedziałem ostro i wstałem od
stołu.
- Sean ! A jedzenie ? – zapytała zdziwiona
Roksi.
Zerknąłem
na stół i szybko chwyciłem bułkę.
- Już zjadłem – mruknąłem.
*
Znalazłem
się w skromnym pokoiku Jubaby. Poczułem się, jak za dawnych lat, jedyne po co
tu przychodziłem to na „dywanik”. Zawsze mi się obrywało.
- Co chcesz wiedzieć ? – zapytała, siadając
za swoim biurkiem. Nie czekając na jej pozwolenie, usiadłem na fotelu. Jak
zwykle w jej gabinecie pachniało kadzidełkami i starymi książkami.
Zastanawiałem się, czy przejść do konkretów,
czy może lepiej pomału to zrobić ? Nie będę owijał w bawełnę.
- Jak odwrócić czar śpiączki – odparłem.
Na
te słowa Staruszka zerknęła na mnie zdziwiona.
- Spodziewałam się wszystkiego, ale nie
tego – odpowiedziała. Czekałem w milczeniu, z zawziętą miną – Cóż – zaczęła –
chyba nie będę w stanie ci pomóc. Nie ma na to lekarstwa. Przynajmniej ja o nim
nie wiem. Możliwe, że Wyżsi coś wiedzą, ale wątpię byś dostał od nich jakieś
informację.
Załamałem
się. Schowałem twarz w dłoniach. Straciłem całą nadzieję, to ona mnie zabiła. Jestem
do niczego.
___________________________________
Ludzie, czekam na wasze oceny !
Co tak słabo ? :D
Pora powrócić do żywych.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
piątek, 3 stycznia 2014
Sen - 1
Rozdział 1.
Następnego dnia rodzice pojechali zwiedzać miasto. Wymigałam się od tej wycieczki, mówiąc im, że nie najlepiej się czuję. Usiałam na kanapie, w głównym pomieszczeniu hotelu. Ciągle miałam chęć, by pójść do pobliskiego lasu i dowiedzieć się, czy to wszystko wydarzyło się naprawdę. W głębi duszy miałam nadzieję, że to był zwykły, choć bardzo realistyczny, sen, jednak bałam się, że będzie odwrotnie. Chcąc wyrzucić z głowy te myśli, zanurzyłam się w czarnej lekturze pana Poe. Skupiłam się na książce, wcielając się w bohatera. Mogłabym trwać w tym stanie wieczność.
Następnego dnia rodzice pojechali zwiedzać miasto. Wymigałam się od tej wycieczki, mówiąc im, że nie najlepiej się czuję. Usiałam na kanapie, w głównym pomieszczeniu hotelu. Ciągle miałam chęć, by pójść do pobliskiego lasu i dowiedzieć się, czy to wszystko wydarzyło się naprawdę. W głębi duszy miałam nadzieję, że to był zwykły, choć bardzo realistyczny, sen, jednak bałam się, że będzie odwrotnie. Chcąc wyrzucić z głowy te myśli, zanurzyłam się w czarnej lekturze pana Poe. Skupiłam się na książce, wcielając się w bohatera. Mogłabym trwać w tym stanie wieczność.
- Hm…
Edgar Allan Poe – odezwał się, przerażająco znajomy, głos. – Uroczo.
Oderwałam oczy od książki i aż podskoczyłam, gdy zauważyłam kto usiadł koło mnie.
Oderwałam oczy od książki i aż podskoczyłam, gdy zauważyłam kto usiadł koło mnie.
- Ty !
– wykrzyknęłam oskarżycielsko. – To ty !
-
Dziwne, bym był kimś innym. – uśmiechnął się szeroko, pokazując białe zęby.
- Co to było ? – zapytałam przerażona.
- Co ? – zdziwił się, ale szybko zrozumiał. – Aa… sen. Przepraszam cię, za tamto.
Złapał moją książkę, jak gdyby nigdy nic, i zaczął ją przeglądać, a ja wpatrywałam się w niego, nie rozumiejąc.
- Co to było ? – zapytałam przerażona.
- Co ? – zdziwił się, ale szybko zrozumiał. – Aa… sen. Przepraszam cię, za tamto.
Złapał moją książkę, jak gdyby nigdy nic, i zaczął ją przeglądać, a ja wpatrywałam się w niego, nie rozumiejąc.
-
Musisz być bardzo inteligentna. – mruknął, dalej przewracając strony w książce.
– Nie często się spotyka osoby, czytające takie książki.
Wyrwałam mu książkę z ręki i szybko wstałam.
Wyrwałam mu książkę z ręki i szybko wstałam.
- Kim
jesteś ? – zapytałam, chyba trochę za głośno, bo parę osób spojrzało się w
naszą stronę.
- Może
wyjdziemy porozmawiać ? – zapytał z szerokim uśmiechem. Wstał i złapał mnie delikatnie za łokieć,
chcąc poprowadzić do wyjścia. Wyrwałam rękę z uścisku.
-
Nigdzie z tobą nie idę ! – krzyknęłam, nie zwracając uwagi na otaczających nas
ludzi. Kiedy zauważyłam w jego spojrzeniu, że moja niechęć niczego nie zmienia,
szybko dodałam: - Mama zabrania mi wychodzenia z nieznajomymi.
- Nie szkodzi.
Jestem Sean. A teraz już chodźmy. – złapał mnie znów za rękę i w jednej chwili
wyprowadził przed hotel. – Przejdziemy się ? – zapytał, jak dżentelmen,
uśmiechając się triumfująco.
- A mam inne wyjście ? – mruknęłam zrezygnowana.
Wyciągnął w moją stronę rękę, chcąc mnie poprowadzić. Bez słów minęłam go i ruszyłam swoją drogą.
- A mam inne wyjście ? – mruknęłam zrezygnowana.
Wyciągnął w moją stronę rękę, chcąc mnie poprowadzić. Bez słów minęłam go i ruszyłam swoją drogą.
* * *
-
Gdzie jesteśmy ? – zapytałam zaciekawiona.
- Nie
kojarzysz ?
- A powinnam ? – odpowiedziałam pytaniem i od razu przypomniałam sobie to miejsce, z mojego snu.
Byliśmy na polanie. Poczułam dziwne dreszcze, gdy zorientowałam się, gdzie jestem. Ale w dzień czułam się tu znakomicie. Otaczająca mnie zieleń sprawiała, że chciałam tu zostać. Zauważyłam kawałek dalej, za drzewami rzeczkę. Podeszłam do niej. Usiadłam przy brzegu i napawałam się szumem wody.
- Nieco dalej jest mini wodospad. – usłyszałam Seana koło mnie. Uśmiechnęłam się na myśl o wodospadzie. – Więc.. – zaczął. – Jak masz na imię ?
- A powinnam ? – odpowiedziałam pytaniem i od razu przypomniałam sobie to miejsce, z mojego snu.
Byliśmy na polanie. Poczułam dziwne dreszcze, gdy zorientowałam się, gdzie jestem. Ale w dzień czułam się tu znakomicie. Otaczająca mnie zieleń sprawiała, że chciałam tu zostać. Zauważyłam kawałek dalej, za drzewami rzeczkę. Podeszłam do niej. Usiadłam przy brzegu i napawałam się szumem wody.
- Nieco dalej jest mini wodospad. – usłyszałam Seana koło mnie. Uśmiechnęłam się na myśl o wodospadzie. – Więc.. – zaczął. – Jak masz na imię ?
Spiorunowałam go wzrokiem.
-
Skoro ty znasz moje imię, może ja mógłbym poznać twoje ? – zapytał, niemal
błagalnie.
Co mi szkodzi ?
Co mi szkodzi ?
-
Kathy.
-
Hm... Kathy. – wymówił moje imię powoli, jakby je chłonął.- Pewnie masz sporo
pytań.
Właściwie
tak. Miałam wiele pytań, ale jakie zadać ? Wszystkie ukryły się w zakamarkach mózgu.
- Co
chcesz wiedzieć ? – zapytał, widząc moje niezdecydowanie.
-
Wszystko. – odparłam.
-
Okay. – powiedział zmieszany. – Mam na imię Sean…
- To
wiem.- mruknęłam. Złapałam najbliższy patyk i zaczęłam zanurzać go w wodzie. –
Jakim cudem byłeś w moim śnie ?
- Cóż…
- zaczął, jakby wymyślał sobie wymówkę. – To było niechcący. Srebrna kula.
- Już
to mówiłeś. Co to znaczy ? – zapytałam ciekawa.
Roześmiał
się.
- Po
prostu księżyc. W pełni.
- Co
to ma do rzeczy ? – zapytałam.
-
Wszystko. – uśmiechnął się szeroko i usiadł koło mnie. – W czasie pełni bariera
między rzeczywistością i snem jest bardzo cienka.
Patrzyłam się na niego tępo.
- Więc
postanowiłeś wtargnąć do mojego snu ? –zapytałam oskarżycielsko.
-Nie.
Przynajmniej nie specjalnie. – powiedział smutno. – Widzisz, ja nad tym nie
panuję. W tą noc ktoś wślizgnął się do twojego snu, a mnie samego tam poniosło.
W sumie to się zgadzało. Początkowa
atmosfera we śnie była dość… przerażająca. Potem, gdy zjawił się Sean, poczułam
się bezpieczna…
- Kim
ty jesteś ? – zapytałam.
-
Nazywają nas Strażnikami Snów. Jak sama
nazwa mówi, pilnujemy snów. – powiedział poważnie.
Wpatrywałam
się w jego szare oczy, szukając w nich jakiegoś błysku.
Może się ze mnie nabija ?
- Taa…
jasne.- roześmiałam się, ale kiedy zauważyłam, że Sean nadal jest poważny,
ucichłam.-Serio ? - zapytałam przerażona.
- Tak.
- odparł smutno.
Nastąpiła cisza, w której próbowałam
sobie to wszystko poukładać. Po pierwsze, Sean,
„chłopak z moich snów”, był tu naprawdę. Po drugie, był on jakimś
Strażnikiem Snów. Po trzecie, ktoś „zły” wtargnął do mojego snu, a Sean mnie uratował…
- A
ten ktoś, kto wlazł do mojego snu, kim był ? – zapytałam z przerażeniem.
- Nie
wiem. – odpowiedział z zamyśleniem. – Strażnicy Snów umieją tropić takie osoby..
- No
to na co czekasz ? – zawołałam pobudzona. – Wytrop go.
- To
nie takie proste, Kathy. – powiedział smutno.
-
Czemu ? – byłam zdziwiona jego odpowiedzią.
- Nie
jestem w pełni Strażnikiem. – ukrył twarz w dłoniach i mówił cicho, ale i tak
dobrze go słyszałam. – W młodości byłem szkolony, by nim zostać, ale nie
chciałem iść w ślady mojej rodziny, a oni nie pozwolili mi tego rzucić, więc
uciekłem. Tylko nie domyśliłem się, że ta moc będzie na mnie ciążyć. – podniósł głowę i spojrzał się w moje oczy. Widziałam
w nich ból. – Nie nauczyłem się nad nią panować, choć ciągle próbuję. Nie
często mi się to zdarza, że wchodzę do czyichś snów, ale w noc srebrnej kuli
jestem bezbronny. Pomimo tego, że chciałem
pozbyć się rodzinnego fachu, to i tak dało to o sobie znać i walczę ze
stworami zagrażającymi śpiącym ludziom.
Po
chwili zdałam sobie sprawę z tego, co powiedział Sean.
-
Stworami ? – zapytałam zdziwiona.
-
Czasami. – uśmiechnął się słabo.
Zamknęłam oczy i podparłam się z
tyłu rękami. Słuchałam szumu wody i koncertu ptaków. Czułam się tu bezpiecznie,
jak nigdy wcześniej, a obecność Seana, jeszcze bardziej mnie pocieszała.
- Nie
wyglądasz na zdziwioną i przerażoną… -
zauważył Sean.
Uśmiechnęłam się szeroko, nie otwierając oczu.
Uśmiechnęłam się szeroko, nie otwierając oczu.
-
Wciąż myślę, że to wszystko to sen.
Usłyszałam
cichy śmiech Seana. Miło mi się z nim gawędziło, co było dziwne, jak na mnie.
Nigdy nie potrafiłam się dogadać z chłopakiem. Może to dlatego, ze jestem
jedynaczką ?
- A co
z tym potworem ? – zapytałam nagle, kierując wzrok na Seana. – Wróci do mnie we
śnie ?
- Nie
jestem pewien – mruknął ponuro. – Ale lepiej nie ryzykujmy.
Ton
jego głosu przykuł moją uwagę.
- Co
masz na myśli ? – zapytałam.
-
Przekonasz się. – odparł z tajemniczym uśmieszkiem. – A teraz chodź, odprowadzę
cię do hotelu.
*
*
Stałem
pośród cieni drzew, przyglądając się hotelowemu oknu. Rozbłysło światło.
Wróciła. Poczułem ciepło, rozchodzące się po całym ciele. Zaledwie parę godzin,
a czuję jakby minęły wieki, odkąd
ostatni raz ją widziałem. Niby zwykła dziewczyna, a zawładnęła mną w parę
minut.
Poczekam, aż jej rodzice usną. Szczęście, że
ma osobny pokój.
Kiedy zgasło światło, w pokoju jej rodziców,
odczekałem parę minut i ruszyłem.
Zacząłem wspinać się, po budynku, by dostać się do jej balkonu. To nie było zbyt trudne, zważywszy na to, że miała
pokój na drugim piętrze, co ułatwiało sprawę.
Kiedy znalazłem się wreszcie na
odpowiednim balkonie, zajrzałem przez okno. Siedziała przed lustrem i czesała
włosy, zamyślona i zmartwiona. Zastukałem cichutko w szybę. Przestraszyła się i upuściła szczotkę. Kiedy
zauważyła mnie za szybą, na jej twarzy zagościł uśmiech, pobudzając moje serce.
Szybko mi otworzyła i zaprosiła do środka.
- Sean –powiedziała wesoło. – Co tu robisz
?
- Przyszedłem pilnować cię podczas snu. –
odpowiedziałem poważnie.
- Znowu będziesz mi majstrował w śnie ? –
zapytała zmęczona, i rzuciła się na łóżko.
- Nie.- powiedziałem pewnie. – Będę przy
tobie siedział, a jeżeli zauważę, że coś się dzieję, to wkroczę do akcji.
Spojrzała się na mnie pięknymi,
dużymi, zielonymi oczami.
- Przez całą noc będziesz przy mnie
siedział ? – zapytała z niedowierzeniem.
- Tak. – odparłem pewnie.
- A skąd będziesz wiedział, że coś się
dzieje w moim śnie ? – zapytała sennie.
- O
to się już nie martw. – powiedziałem, dotykając jej policzka.
Zamknęła oczy, a po chwili
już spała. Gdyby tylko wiedziała, jaka jest wyjątkowa. Gdyby wiedziała, że sen
nie jest już dla niej bezpieczny, od tej pełni. Gdyby wiedziała, że to wszystko
przeze mnie. Ale nie może się dowiedzieć. Muszę zadbać o jej bezpieczeństwo i
szybko zniknąć. Kiedy patrzyłem, jak śpi, zdałem sobie sprawę, że to jest
właśnie ideał dziewczyny. Piękna w
każdym calu. Gdybym mógł być normalnym facetem…
Nagle poczułem, jakby piorun
uderzył prosto w moje serce. Spojrzałem się na Kathy. Zaciskała mocno
palce. Jej ciało zaczęło się rzucać.
Muszę
ruszać… Powinienem
sam się tam przenieść… Czemu ciągle tu jestem ?
Będąc 10 – letnim chłopcem, nie nauczyłem
się samemu wchodzić do snów. Przez ostatnie lata sam się w nich pojawiałem, bez
kontroli. Co mogę zrobić…?
W głowie miałem pustkę, ale musiałem
szybko reagować. Dotknąłem jej policzka i zbliżyłem usta do jej ust.
- Przepraszam . – szepnąłem, wiedząc, że
robię to bez jej woli.
Pocałowałem
ją. Musiałem. To było jedyne wyjście. Zacząłem
kierować się do jej snu. Uczucie, jakby dryfowało się po nieznanym
świecie, otoczonym urywkami snów, pędzących niczym galopujące konie, było dla
mnie ciągle nowością. Wreszcie byłem na miejscu. Ten sam las, co ostatnio. Muszę się śpieszyć. Szybko przedzierałem się przez gęste krzaki.
Czułem ją. Była niedaleko. Nagle coś
uderzyło mnie od tyłu. Upadłem. W
błyskawicznym tempie wyjąłem z kieszeni nóż Strażników, nóż mojego ojca.
Zalśnił błękitem, kiedy go dotknąłem. Szybko odwróciłem się na plecy i wbiłem
nóż pomiędzy oczy potwora. Zawył groźnie. To był Aerls, potwór średniego
stopnia. Potężny człowiek musiał go nasłać. Wyciągnąłem sztylet i biegłem
dalej, do Kathy. Była na polanie. Przy wodzie.
- Kathy ! – krzyknąłem.
- Sean. – powiedziała z ulgą. Płakała. –
Tak się bałam.
Przytuliłem
ją, ale nie było na to czasu. Złapałem ją za ramiona i spojrzałem prosto w
oczy.
-Posłuchaj mnie. – powiedziałem spokojnie
i wolno. – Nie waż się dołączyć do
walki. Jeżeli będę przegrywać nie waż się mi pomagać. Jeżeli coś mi się stanie, uciekaj. Postaraj się skupić i obudzić.
- Ale..
- Nie, Kathy, nie waż się mi pomagać.
Pamiętaj. Jeżeli mi pomożesz to zostaniesz tu na zawsze. Zapadniesz w śpiączkę.
– Zamknąłem oczy. Oparłem czoło o jej czoło. – Proszę, nie rób tego.
Usłyszałem ryk potwora. Otworzyłem
oczy. Puściłem Kathy i odwróciłem się,
by zmierzyć się ze stworem. Nagle coś złapało mnie za rękę. Odwróciłem się.
Kathy. Cała zapłakana zbliżyła się do mnie i mnie pocałowała. Na ten pocałunek
czekałem. Tego pragnąłem, ale nie mogłem ryzykować… Popatrzyłem jeszcze chwilę na nią i rzuciłem
się do ataku.
Potwór
wyglądał jak ogromny, ciemnoniebieski pies. Ścisnąłem ostrze noża w ręce. Zalśnił potężnym
niebieskim płomieniem, kiedy zetknął się z moją krwią.
- Zabawmy się. – mruknąłem i rzuciłem się
do ataku.
Biegłem w kierunku Aerlsa, omijając jego
potężne łapy. Niestety nie uczyłem się
historii potworów. Jedyne co potrafię odróżnić, to nazwy tych stworów. Nie
znałem słabego punktu Aerlsa. Kiedy łeb potwora schylał się w moim kierunku
szybko złapałem za ucho i odrzutem łba, trafiłem na grzbiet. Wbiłem ostrze.
Potwór zaryczał i stanął na dwóch łapach. Zacząłem zjeżdżać po grzbiecie
tworząc głęboką ranę. Spadłem na ziemię,
a potem poczułem jak ogon potwora uderza we mnie z nadludzką siłą. Uderzyłem w
drzewo. Czułem się, jakbym połamał żebra. Usłyszałem krzyk Kathy. Szybko
wstałem, na chwiejnych nogach. Potwór zbliżał się do mnie. Zauważyłem, że przy
uderzeniu upuściłem nóż. Muszę
dalej walczyć. Wtedy coś błysnęło mi
przed oczami.
- Nie.. – szepnąłem i rzuciłem się w
kierunku potwora.
To
była Kathy. Złapała mój nóż i rzuciła się na Aerlsa, chcąc mnie uratować. Wbiła
mu nóż prosto w oko.
- Nie ! – krzyknąłem.
Kathy
upadła na ziemię. Dobiegłem do niej. I złapałem w ramiona. Oddychała
wolniej. Poczułem gniew, silny gniew.
Złapałem sztylet i z głośnym krzykiem rzuciłem się na potwora wbijając mu nóż w
przełyk. Potwór zaczął się wierzgać.
Zaczął maleć, jakby się rozpadał, a potem nic po nim nie zostało. Zabrałem
szybko swój nóż i schowałem do kieszeni. Podbiegłem do Kathy. Nadal wolno oddychała.
- Kathy. – szepnąłem do niej. – Proszę,
obudź się.
Otworzyła powoli oczy.
- Sean. – powiedziała cicho, ze słabym
uśmiechem. – Udało się ?
- Tak . – powiedziałem, a łzy zaczęły
spływać po moim policzku.
- To dziwne. – mówiła z trudem. – Ale…
Zamknęła
oczy. Oddychała wolno i wiedziałem, że
na razie tak zostanie. Ma swój własny sen. Nie mogę się z nią kontaktować. Ale zrobię wszystko, by ją ocalić. Nie mogę
jej zostawić.
- Wyjdziesz z tego. – szepnąłem,
przytulając jej ciało. – Wyjdziesz z tego, bo… bo Kocham cię.
__________________________________
Oto pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że będzie się podobał.
Czekam na komy :*
Subskrybuj:
Posty (Atom)